Kształt polskiego prawa rodzinnego oraz samego Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego stanowi przedmiot licznych debat i dyskusji na forum publicznym – zarówno na płaszczyźnie publicystycznej, prawnej, jak i politycznej. W tym kontekście od lat pojawiają się liczne pomysły, których autorzy z różnym skutkiem starają się wdrożyć je do polskiego porządku prawnego. Oprócz najbardziej kontrowersyjnych zmian, będących przedmiotem gorących sporów światopoglądowych i ideologicznych (jak np. spór o definicję małżeństwa i prawidłową wykładnię art. 18 Konstytucji RP, a także dopuszczalność transkrypcji małżeństw jednopłciowych), warto jednak zwrócić uwagę na pomysły, które nie są aż tak medialne i nie przebijają się w tak łatwy sposób do kolektywnej świadomości, a których koncepcję warto przybliżyć. W tym kontekście ciekawe wydają się być rozwiązania zaproponowane w – archiwalnym już projekcie ustawy o zmianie ustawy – Kodeks rodzinny i opiekuńczy oraz niektórych innych ustaw (druk UD261). Pomimo utraty aktualności przez sam projekt, koncepcje w nim przedstawione pozostają żywe i z całą pewnością – instytucje zbliżone do w nim zaproponowanych będą przedmiotem dyskusji również w przyszłości. Z uwagi na to, instytucje te zostały przybliżone poniżej.
Posiedzenia pojednawcze a mediacje:
Jedną z często rozważanych innowacji w polskim prawie rodzinnym w zakresie procedury rozwodu, jest wprowadzenie do niej obowiązkowych mediacji, na wzór rozwiązań przyjętych z sukcesem chociażby w państwach skandynawskich. Przykładowo w Norwegii, ich przeprowadzenie jest wymagane, jeśli rozwodzące się małżeństwo ma wspólne potomstwo w wieku poniżej 16 lat. Co ciekawe i szczególnie nietypowe z polskiej perspektywy, tego rodzaju procedura dotyczy nawet rozstających się osób żyjących w konkubinacie bez sformalizowanego związku małżeńskiego.
W Polsce w latach 1946-2005 (a więc ok. 70 lat) istniały natomiast, stanowiące odmienną instytucję posiedzenia pojednawcze i stwierdzić można, że się u nas nie sprawdziły. Regulował je art. 436 Kodeksu postępowania cywilnego, zgodnie z którym przed wyznaczeniem terminu pierwszej rozprawy przewodniczący wzywał strony do osobistego stawienia się do sądu na posiedzenie pojednawcze, którego przeprowadzenie poruczał równocześnie wyznaczonemu przez siebie sędziemu. Sędzia wyznaczony nakłaniał strony do pojednania, mając w szczególności na uwadze dobro dzieci i społeczne znaczenie trwałości małżeństwa. W 2005 roku instytucję tę zastąpiono mediacjami, które jednak stały się wówczas odpłatne i nieobowiązkowe.
Postępowania pojednawcze rozpoczynały postępowanie rozwodowe – jak podnosili krytycy tego rozwiązania, takie postępowanie zwykle prowadzone było przez sędziego, który nie był właściwie przygotowany do zadania, przez co procedura nie przynosiła właściwych efektów, stanowiła jedynie pewnego rodzaju „przedsmak postępowania sądowego”, w którym ludzie są ze sobą zantagonizowani, a sama procedura nie prowadzi już do niczego dobrego. Zdecydowanie brakowało natomiast elementów koncyliacyjnych. Obecnie czas oczekiwania na wyznaczenie rozprawy rozwodowej w Polsce stale przedłuża się. Przykładowo, odstępy między rozprawami rozwodowymi w Warszawie wynoszą obecnie nawet po 10 miesięcy, co można traktować jako przedłużenie procesu rozwodu o dodatkowe 10 miesięcy, i co za tym idzie – również przedłużenie samego stanu antagonizacji i konfliktu.
Tym bardziej, że zgodnie z jednym z punktów w regulaminie czynności sądów, o czym przypominał SN w 1976 roku w sprawie III CZP 46/75, w sprawie o rozwód termin pierwszej rozprawy powinien być wyznaczony w taki sposób, aby okres dzielący posiedzenie pojednawcze od rozprawy pozwalał małżonkom na ponowne przemyślenie sprawy. Okres ten nie powinien być przeto w żadnym razie zbyt krótki”.
Istnienie postępowań pojednawczych prowadziło do zbędnego przedłużania zwykle nacechowanego sporami procesu rozwodu.
Jak słusznie wskazywano przed rokiem 2005, kiedy to pozbyto się postępowań pojednawczych, jedynie nieliczni sędziowie faktycznie podejmowali się rzetelnej próby rozmowy z małżonkami, mitygacji sporu – prof. Marek Andrzejewski wskazywał wówczas, że przeciętni sędziowie poświęcali na posiedzenie pojednawcze 15 minut.
Postępowanie pojednawcze może sprowadzić się więc jedynie do zwiększenia antagonizmu, poprzez przedłużenie postępowania. Trudno też doszukać się w takich przypadkach jednoznacznych korzyści dla dobra dzieci rozwodników, jeśli napięcie związane ze sprawą rozwodową przekłada się na stan niepewności w domu.
W świetle powyższego, racjonalnym postulatem wydaje się być obowiązek wprowadzenia do polskiego porządku prawnego bezpłatnych mediacji, które mogą prowadzić do pojednania, ale również do tego, że małżonkowie mogą wypracować wspólny, rozsądny model dalszej koegzystencji. Nie jest to model sporny, który jest zły dla dzieci, ale skupia się on na tym, jak ludzie będą planowali rozstanie i przyszłość, pozwala porozumieć się, co do warunków.
Jako skuteczne mechanizmy deeskalacyjne w porównaniu do opisanych postępowań pojednawczych wskazać można mediacje, które – jak wskazano już powyżej – w wielu państwach są obowiązkowe. Chodzi o mediacje, które mają zakończyć się nie tylko rezygnacją z rozwodu, bo w większości przypadków do tego nie dojdzie, ale pozwolić na to, by strony zrozumiały, że uczestniczą w zjawisku tzw. „spirali i są mu współwinne, a po drugie, by spełniły swoje wzajemne oczekiwania co do rozstania i życia po rozwodzie. Dzięki mediacjom lepiej zrozumieją swój własny interes oraz interes dzieci, które powinny zachować kontakt z obojgiem rodziców.
W tym kontekście warto ponownie wskazać na mniej konfrontacyjny charakter mediacji niż postępowania pojednawczego – deeskalacja sporu, w charakterze mediatora może wystąpić psycholog, a nie – występujący z urzędu sędzia.
W tym kontekście jako warta rozważenia, jawić się może więc obligatoryjność, lub po prostu nieodpłatność przy jednoczesnym zachowaniu modelu mediacyjnego (nastawionego na porozumienie, a nie eskalację sporu), zamiast przywracania modelu jak się zdaje słusznie porzuconego w 2005 roku.
Postępowanie informacyjne:
Jest to zupełnie nowa, nieznana wcześniej instytucja. Jej celem jest możliwie najpełniejsze poinformowanie małżonków o tym, jakie będą skutki rozwodu. Zgodnie z propozycją wprowadzenia tego rodzaju instytucji, zanim małżonkowie będą mogli złożyć pozew o rozwód, będą musieli złożyć do sądu wniosek o przeprowadzenie rodzinnego postępowania informacyjnego, które potrwa co najmniej miesiąc. Na pierwszym spotkaniu sędzia lub urzędnik sądowy miałby natomiast poinformować strony o indywidualnych i społecznych skutkach rozpadu małżeństwa, o prawach i obowiązkach stron. Wyznaczony zostanie także termin mediacji, ale w tym scenariuszu nie muszą być one obowiązkowe.
Po wpłynięciu wspomnianego wniosku, sędzia będzie dysponował grafikiem, harmonogramem dostępności mediatorów, więc będzie mógł takiego mediatora wyznaczyć bezzwłocznie, problemu nie powinno stanowić również wyznaczenie terminu spotkania informacyjnego.
Zakładając brak problemu z doręczeniami, tego rodzaju procedura może zająć nawet jedynie kilka dni. Zgodnie z projektem UD261, spotkania informacyjnego strony miałyby czas 30 dni od tego momentu na powzięcie decyzji, czy chcą rozpocząć proces mediacji. Jeżeli tak, to będą mogły mediować maksymalnie 6 miesięcy, za obopólną zgodą będzie można ten czas wydłużyć. Nie będzie tu przeciągania mediacji, bo potrzebna jest zgoda dwóch stron. Mediacja trwa natomiast średnio 3 miesiące. Natomiast jeżeli strony nie będą chciały przystąpić do mediacji, to po miesiącu jest umorzenie postępowania i wtedy można złożyć normalny pozew – mówił, opowiadając się za projektem były już podsekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości, minister Marcin Romanowski.
Należy zadać sobie pytanie, czy instytucja postępowania informacyjnego nie przełoży się jednak na przeciążenie sądów urzędników sądowych i całego systemu administracji sądowej.
Pojawiają się głosy, zwłaszcza w świetle niedawnych strajków pracowników sądów powszechnych, że istnieje w sądownictwie znaczne niedoszacowanie i złe rozłożenie obowiązków.
Alimenty natychmiastowe:
Kolejną proponowaną instytucją, której zapowiedzi spotkały się ze stosunkowo dużym społecznym zainteresowaniem są alimenty natychmiastowe. Tego rodzaju pomysł nie jest niczym nowym, a koncepcja wprowadzenia tego rodzaju rozwiązania do Kodeksu Rodzinnego i Opiekuńczego powracał w najnowszej historii legislacyjnej Polski już kilkukrotnie. Ich podstawowym celem miałoby być zabezpieczenie alimentów na rzecz dzieci, zanim jeszcze dojdzie do postępowania sądowego. Tego rodzaju „zabezpieczenie” miałoby w założeniu chronić dziecko, którego dobro powinno oczywiście być wartością szczególnie ważną dla ustawodawcy, przed pogorszeniem warunków życia wskutek przedłużającego się sporu między rodzicami.
Na wprowadzenie tego rodzaju rozwiązania, od lat czeka wiele osób. Wysokość tego rodzaju alimentów byłaby ustalona jest nie kwotowo, ale w odniesieniu do minimalnego wynagrodzenia za pracę i liczby dzieci w rodzinie: zdecydowaną zaletą jest prostota i jasność, jak kwoty wyliczać – był to jeden z problemów z projektem nowelizacji, który był procedowany przed Sejmem poprzedniej kadencji, gdzie ten model wyliczania sporu był zdecydowanie mniej jasny.
Alimenty natychmiastowe miały zostać wprowadzone już nowelą w 2019 r. Prace utknęły jednak w Sejmie i również dotknęła je dyskontynuacja prac. Problemem był m.in. sposób ich liczenia. Główną różnicą w stosunku do tego, co wówczas proponowano jest właśnie sposób wyliczania tych świadczeń.
Zaletą projektowanej koncepcji – jak zapewniał w uzasadnieniu były już Minister Sprawiedliwości – ma być szybkość uzyskania orzeczenia sądowego w przedmiocie alimentów w postaci nakazu zapłaty.
Pozew o alimenty natychmiastowe miałby być co do zasady rozpoznawany najpóźniej w terminie 14 dni od jego wniesienia, a w przypadku uzupełniania braków – od dnia ich usunięcia (zgodnie z projektowanym art. 497 par. 10 Kodeksu postępowania cywilnego).
Podsumowanie:
Pomimo pozornej archiwalności powyższych rozważań, należy uznać je za godne uwagi, ponieważ jest pewne, że spory o kształt polskiego prawa rodzinnego i opiekuńczego w przyszłości będą powracać, a wraz z nimi – propozycje jego modernizacji i usprawnienia. Nowe rozwiązania czerpią natomiast w dużej mierze z projektów proponowanych już w przyszłości, więc niewykluczone – a nawet całkiem prawdopodobne – iż w niedalekiej przyszłości temat każdej z powyższych instytucji znowu ujrzy światło dzienne.
Obrazek wyróżniający: Image by Freepik